Chyba nie wypada tak zacząć bez żadnego przywitania. Na samym początku może być dziwnie, na pewno nie idealnie, co mam nadzieję mi wybaczycie. Nie pisałam nic bardzo, bardzo długo i potrzebuje trochę czasu, by znów wbić się w ten rytm. Mam nadzieję, że to opowiadanie będzie dorównywało poprzedniemu, a być może będzie nawet lepsze.
- wydarzenia z prologu dzieją się dwa lata wstecz od tych obecnych, czyli tych które będą pojawiały się w rozdziałach.
- akcja rozgrywa się w małym miasteczku w Stanach Zjednoczonych, które jest całkowicie przeze mnie wymyślone.
- będę robiła wszystko co w mojej mocy by rozdziały pojawiały się regularnie, w każdą niedzielę, jednak nic nie obiecuje, każdy ma swoje życie i niekiedy nie ma na to czasu.
I'm a fucking waste of space. Just a stupid kid. I got no sense. Criminal. I'm no fucking use man. I'm nothing.
To właśnie tu. To w tym momencie wszystko się zaczęło. Całe to gówno z którym musieli walczyć. Uczucie, które zostało wystawione na ciężką próbę. Nie mogli tego przewidzieć, choć zrobiłby wszystko. Dosłownie wszystko, byleby tylko cofnąć czas. Westchnął ciężko, wchodząc do słabo oświetlonego korytarza. Rozejrzał się zaskoczony, unosząc brew. Coś było nie tak. Ścisnął mocniej rękę Ginny, nieświadomie przyciągając ją bliżej siebie. To był odruch.
- Powinniśmy chyba zacząć od zebrania jakichś materiałów, nie sądzisz? Nie wiem po coś mnie tu przyprowadził, ale nie wyobrażaj.. - Ginny nadal dyskutowała o czymś zawzięcie, zupełnie niewzruszona, jednak uciszył ją skutecznie zaciskając palce na jej ustach. Może nie zauważyła tej małej, ledwo widocznej czerwonej plamy na schodach? Zaśmiał się mimowolnie, kiedy dostrzegł oburzenie malujące się na jej czerwonej ze złości twarzy. Jeszcze chwilę szarpała się bezskutecznie, aż wreszcie westchnęła zrezygnowana, wzruszając ramionami. - Jesteś chory - bąknęła tylko, kiedy wreszcie się od niej odsunął, ruszając schodami na górę.
- Przymknij się chociaż na chwilę - warknął wściekły, ciągnąc oburzoną Ginevrę za rękę. Przystanął na chwilę zaskoczony, kiedy usłyszał cichy szloch. Co do chuja? Nie zastanawiając się dłużej wpadł do pokoju młodszej siostry, jednak to co tam zastał sprawiło, że nogi dosłownie wrosły mi w ziemię. Jeden z tych pokręconych gachów, których matka sobie sprowadzała przygniatał bezbronną Maisy do łóżka zwisając nad nią z parszywym uśmiechem. Dziewczyna popłakiwała cicho, za to Cameron stał jak wmurowany, nie wiedząc co zrobić. Dopiero po chwili otrząsnął się i ignorując Ginny, która próbowała go powstrzymać chwycił zaskoczonego mężczyznę za szyję, odrzucając go na drugi koniec pokoju.
- Cameron proszę cię nie rób nic głupiego, uspokój się proszę - ignorował wszelkie prośby, płacze i lamenty. Był jak w amoku. Jedyne o czym mógł myśleć to chęć pogrzebania tego skurwysyna. Maisy nadal szlochała cicho w kącie, co jeszcze bardziej go irytowało. Okładał go pięściami na oślep, zupełnie nie przejmując się uwieszoną na jego ramieniu Ginevrą, która bezskutecznie próbowała odciągnąć go na bok. Wiedział, że chciała mu pomóc, ale w tamtej chwili w ogóle to do niego nie docierało. Syknął, kiedy poczuł silny uścisk na ramieniu i odwrócił się wściekły, wymachując pięścią na oślep. Skrzywił się, kiedy usłyszał głośny chrzęst i ciężki odgłos ciała uderzającego o podłogę. Spojrzał przerażony na Ginny, która klęczała przerażona, próbując powstrzymać krew, która powoli wypływała z wyraźnie złamanego nosa. Co on najlepszego zrobiłem. Złapał się za głowę, kucając przy niej skruszony, jednak odsunęła się szybko, wpatrując się w niego załzawionymi oczami. Jęknął cicho, zaciskając szczękę. - Gin, skarbie, ja.. ja, nie chciałem - nie wiedział co powiedzieć, co robić. Ten strach, który dostrzegł w jej oczach paraliżował go i łamał serce. Ale zasłużył sobie na to. Ginny powinna czuć się przy nim bezpieczna. Nie miał prawa podnosić na nią ręki, nawet jeśli tego nie chciał.
- Odsuń się ode mnie - wymamrotała słabym głosem i nie czekając na jego reakcję podniosła się chwiejnie, zostawiając go osłupiałego z gryzącymi wyrzutami sumienia. Chciał wstać i pobiec za nią, ale nie mogłem się przełamać, za bardzo ją skrzywdziłem.
Westchnął ciężko, opierając głowę o zimną, pustą ścianę. Był dumny. Co z tego, że przez lekkomyślność musiał płacić teraz niewyobrażalnie wielką cenę? Miał to gdzieś. Jego siostra. Jego mała, niewinna siostra i ten bydlak, który położył na niej swoje brudne łapy. Cameron nie potrafić wymazać tego widoku z pamięci co powoli doprowadzało go do szału. Czy żałował? Ani trochę. Żałował jedynie tego, że nie zdołał posłać tego chorego sukinsyna do piachu, tam gdzie było jego miejsce. Zacisnął mocno pięści. Kiedy usłyszał policyjne syreny nawet nie próbował uciekać. Wiedział doskonale, że poniesie za to ogromne konsekwencje, ale jakoś się tym nie przejmował. Musiał przetrwać. Dla siebie, dla Ginny. Westchnął ciężko na myśl o niej. Odkąd trafił za kraty nie odezwała się do niego ani razu. Nic, zupełnie. Wiedział, że odeszła, że nie chciała go więcej znać, ale wciąż nie dopuszczał do siebie tej myśli przerażony perspektywą życia bez niej. Jakaś mała cząstka wciąż miała nadzieję, że zobaczy jej cudowny uśmiech i te urocze rumieńce, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Musiał nauczyć się żyć z myślą, że ona już nie wróci.